środa, 27 września 2017

Reanimacja

W ostatnią niedzielę mąż zarządził wysypanie szkatułki z biżuterią. Nie zarządził go dla mnie, lecz dla naszych pociech. Chciał ratować sytuację. Wszak w niedzielę powinno się ubrać świąteczną sukienkę. Nic, że pada i typowo jesienna plucha. Sukienki muszą być białe i najlepiej będą wyglądać te letnie na najcieńszych ramiączkach.
Zapowiadała się kłótnia. W zasadzie bez fochów się nie obyło. Stanęło na tym, że to rodzice wybierają niedzielne ubrania do Kościoła. Na szczęście dziewczynki mogły wybrać sobie biżuterię :)
Była jednak chwila konsternacji, ponieważ broszka, której jeszcze Wam nie pokazywałam okazała się popsuta. Właśnie ta broszka pasowała idealnie do ubioru najstarszej.
Już nie będę się tłumaczyła tym, że broszkę szyłam na szybko, kiedy jeszcze najstarsza była w zerówce i potrzebowała czegoś, co dopełni jej strój. Nie będę się też tłumaczyła, że baza po prostu wpadła mi w ręce (wszystkie inne gdzieś zapodziałam, bo nie odłożyłam na miejsce) i okazała się marnej jakości.




Broszka wykończona jest koronką z najdrobniejszych toho 15. Koronkę podejrzałam u Asi. Asia swoją uszyła na podstawie książki Dimensional Bead Embroidery, którą napisała Jamie Cloud Eakin. Nie miałam dostępu do tej książki i metodą prób i błędów uszyłam koronkę, którą widać na zdjęciach. Jestem z niej zadowolona.





Broszkę uszyłam do tego stroju. Planowałam pokazać ją na dziecięciu, ale starsza wyrosła już z sukienki, a ze średnią nie wiem czy uda mi się współpraca.




Broszka po reanimacji wygląda z tyłu tak.




Pokażę Wam jeszcze jak wyglądała przed reanimacją i jak przebiegał proces. Jestem leniwa i nie wiem czy dałabym radę odtworzyć koronkę. Wypchałam więc przez powiększone otwory starą bazę i po wielu sapnięciach włożyłam tam nową bazę. Nowa jest nieco większa i odrobinę wystaje. Na szczęście tył pracy jest z tyłu i raczej go nie widać :)








Pozdrawiam Was ciepło, Sztokrotka :)

poniedziałek, 18 września 2017

Luna

Mąż powiedział do mnie niedawno, że znów złapałam fazę na papierową wiklinę, a koraliki poszły odpocząć. Pomyślałam sobie "nie wywołuj wilka z lasu". Okazało się, że mąż razem z Szufladą wywołali. Niekoniecznie wywołanym jest wilk, natomiast wiadomo nie od dziś, że wilki wyją do księżyca :) Wrześniowym wyzwaniem jest nieboskłon.
W sumie niebo za dnia jest piękne, ale nocą jest magiczne. Zainspirowana pracami dziewczyn z Szuflady wykonałam swój księżyc. Zastanawiałam się nad tym, jak go wykończyć (myślałam o bransoletce (które uwielbiam), naszyjniku, a nawet opasce do włosów). Stanęło na broszce. Nie jest to malutka broszka, a raczej brosza. Jej wymiary to ok. 9 cm x 6 cm. 




Uszyłam ją w całości "crazy stitchem" i odsyłam do genialnej Asi :) Zawsze wydawałam się sobie ułożona i nie miałam ochoty na ten zwariowany ścieg. Do wszystkiego człowiek chyba dorasta :)






Różne ułożenia księżyca.




I jeszcze dowód na to, że księżyc może być broszką :)




Zbliżenie na koraliki.






Efekt końcowy i wzór początkowy razem.




Zdjęcie na ludziu. Makijaż miałam na sobie wczoraj, a raz w tygodniu to już dużo. Zależało mi na pochwaleniu się tą broszką, stąd nie czekam już na kolejny tydzień :)




Jeszcze tylko dwa zdjęcia, które zdążyłam zrobić w trakcie pracy. Jakości są kiepskiej, ale usprawiedliwiam się późniejszą porą.






Pracę zgłaszam na wyzwanie Szuflady- Nieboskłon.
Na koniec jeszcze usprawiedliwienie za nieobecność: pozdrawiamy Was we dwoje Sztokrotka i maluch w brzuchu :)