Nie wiem czy uwierzycie, ale bransoletkę tę zaczęłam szyć jeszcze w lipcu. Kupiłam 3 piękne labradoryty- kamienie z pięknym płomieniem.
Ten kamień od razu skojarzyłam z Entem i lasem Fangronu i stwierdziłam, że nadam mu życie bransolety, ponieważ wisiorów raczej nie noszę. Jestem w nim zakochana a wędrówka wzrokiem i palcami po bransolecie jest jak spacer po lesie. Zdjęć zrobiłam tyle, że połowy tu nie umieściłam :)
Przedstawiam zatem bransoletę Fangorn :)
Bransoleta z płomieniem robi niesamowite wrażenie :)
Kamień, gdy nie płonie wydaje się pospolity, choć można wyobrazić sobie, że jest mchem :)
I nie to, że pomyliłam się i zrobiłam zdjęcie do góry nogami- po prostu bransoletę można nosić i tak i tak :)
Kilka detali z bocznych stron
Z zapięciem miałam zagadkę, bo nie chciałam stosować nic gotowego. Myślałam jeszcze nad guzikiem, ale nie znalazłam żadnego, który by pasował. Stwierdziłam, że guzik sama uszyję i powtórzyłam motyw z bransolety ;) Jeszcze tylko pochwalę się, że oczko do przekładania guzika to twisted herringbone stitch na 2 koraliki.
Pomyślałam, że możecie być ciekawi jak powstają takie prace... zatem jest to proces niby prosty a skomplikowany- tym razem zrobiłam tylko 2 zdjęcia: pierwsze to szkic, a drugie to już początek procesu twórczego.
Jako, że Fangorn to las, a ja zabrałam Was na spacer, więc zgłaszam bransoletę na wyzwanie gościnnej projektantki
Sarenki w Szufladzie
Jesienny spacer.
Bransoleta Fangorn jest moim projektem autorskim.
Pozdrawiam serdecznie Sztokrotka :)